Tym razem reżyser z lepszym skutkiem niż w "Pitbullach" prowadzi wielowątkową opowieść. Śledząc losy czterech bohaterek, Vega bierze pod lupę kolejne obszary medycznego podwórka. Podąża z kamerą
Łaska fana na pstrym koniu jeździ. Po drugim "Pitbullu"Patryk Vega był tytułowany Midasem polskiej kinematografii. Teraz stał się jej Edem Woodem. Wcześniej słyszałem, że znalazł klucz do serc i portfeli masowego widza. Dziś, że brutalnie gwałci jego inteligencję oraz wrażliwość. "Pitbulle" nazywano mocnym kinem rozrywkowym, "Botoks" to zastrzyk z kwasu żenady i nieudolności. Cóż, najnowsze dzieło twórcy "Służb specjalnych" z pewnością nie jest dobrym filmem. Z drugiej strony nie potrafię dostrzec artystycznej przepaści, która rzekomo dzieli "Botoks" oraz, dajmy na to, "Niebezpieczne kobiety". Oba tytuły zostały przecież zrealizowane według identycznego "Vegańskiego" przepisu: zbierz wszystkie najbardziej hardcore'owe anegdoty zasłyszane od przedstawicieli danego zawodu, połącz je pretekstową intrygą, podlej wulgarnym humorem, a na końcu opatrz demaskatorską formułką "inspirowane autentycznymi zdarzeniami". Do tej pory powyższa instrukcja obsługi działała niezawodnie. W miniony piątek nastąpił wysyp reklamacji.
Trudno mi uwierzyć, że upodobania polskiej publiczności gwałtownie się zmieniły i wszyscy dostrzegli nagle mroczne oblicze Patryka V. Mało prawdopodobne wydaje się również, że służba zdrowia cieszy się w Polsce tak dobrą opinią, że jej przejaskrawiony, tabloidowy portret z "Botoksu" wywołał w widzach święte oburzenie. Złość – i to jak najbardziej uzasadnioną – może jednak budzić zrodzony w najniższym kręgu piekła pomysł, by na ekranie zmiksować ze sobą dramat aborcyjny i rubaszną czarną komedię. Gdy w jednej scenie reżyser epatuje cię obrazem dogorywającego płodu, a w kolejnej próbuje rozbawić gagiem o perwersyjnej staruszce, która umieściła w waginie siedem mandarynek, czujesz się, jakby ktoś chciał ci wysadzić w powietrze mózg. To trudne do opisania uczucie powraca w trakcie seansu kilka razy, ale na szczęście szybko mija. Karuzela zdarzeń kręci się bowiem w takim tempie, że prawdziwa konsternacja i osłupienie przychodzą dopiero po seansie.
Co ciekawe, tym razem reżyser z lepszym skutkiem niż w "Pitbullach" prowadzi wielowątkową opowieść. Śledząc losy czterech bohaterek, Vega bierze pod lupę kolejne obszary medycznego podwórka. Podąża z kamerą za załogą karetki, ginekologami, chirurgami plastycznymi, a także przedstawicielami koncernów farmaceutycznych. Fabularne nitki układają się zarówno w szokujący obraz przeżartego przez korupcję i cynizm środowiska lekarskiego, jak i opowieść o silnych kobietach zmuszonych rozpychać się łokciami w męskim świecie. W scenariuszu nie brakuje dziur fabularnych oraz cudownych zbiegów okoliczności, ale względny ciąg przyczynowo-skutkowy udało się jakoś zachować. Pierwsze pół godziny filmu wydaje się co prawda zbiorem bulwersujących skeczy, ale z czasem narracja łapie właściwy rytm i nabiera przejrzystości. O ile np. w "Niebezpiecznych kobietach" trudno było połapać się w kulisach wielkiego przekrętu paliwowego, tutaj Vega klarownie tłumaczy machlojki producentów leków oraz nieprawidłowości w funkcjonowaniu szpitali. Mimo wszystko radziłbym nie traktować "Botoksu" jako kompendium wiedzy o rodzimej służbie zdrowia. W optyce reżysera każda incydentalna patologia wydaje się bowiem normą, a jedno zgniłe jabłko – całym sadem. Oceńcie sami, na ile szkodliwe społecznie jest takie podejście do palącego tematu.
Twórczości Vegi można zarzucić sporo: realizacyjny pośpiech i niechlujność, zamiłowanie do przesady, nierówne prowadzenie aktorów oraz dresiarską mentalność. Twórcy "Taśm grozy" jedno trzeba jednak przyznać: kręci filmy w pełni autorskie. Na dobre i na złe. Otacza się stałymi współpracownikami, sprawuje kontrolę nad każdym najdrobniejszym aspektem swoich obrazów i ma łatwo rozpoznawalny charakter pisma. W cierpiącym na deficyt osobowości polskim kinie rozrywkowym Vega jest zjawiskiem i powszechnie rozpoznawalną marką. Marki mają zaś to do siebie, że doskonale wiesz, czego się po nich spodziewać. Słowem, kupujesz albo dziękujesz.
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu